FILM W SZKOLE I NA WAKACJACH: Nowe szaty baśni
Dowiedz się jak zamówić seansGrupy Wiekowe
Zagadnienia edukacyjne
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami… Kto z nas nie zna choćby kilku baśni, zaczynających się od tej sakramentalnej formuły? Wypełnione po brzegi wyrazistymi bohaterami, magicznymi stworzeniami, niesamowitymi przygodami oraz – obowiązkowo! – cennym morałem, tworzyły podwaliny pod świat niejednej dziecięcej wyobraźni. Tworzyły i tworzą, gdyż kinematografia – w tym ta najnowsza, reprezentowana przez aktorskie adaptacja Disneya – niestrudzenie odkrywa w nich potencjał do opowiadania o rzeczach ważnych i najważniejszych.
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami… Kto z nas nie zna choćby kilku baśni, zaczynających się od tej sakramentalnej formuły? Wypełnione po brzegi wyrazistymi bohaterami, magicznymi stworzeniami, niesamowitymi przygodami oraz – obowiązkowo! – cennym morałem, tworzyły podwaliny pod świat niejednej dziecięcej wyobraźni. Tworzyły i tworzą, gdyż kinematografia – w tym ta najnowsza, reprezentowana przez aktorskie adaptacje Disneya – niestrudzenie odkrywa w nich potencjał do opowiadania o rzeczach ważnych i najważniejszych.
Siła klasyki, czyli opowiedz to jeszcze raz
Chociaż nikt nie odbierze literaturze renomy oraz kulturowego znaczenia, należy napisać wprost: kinematografia nadała baśniom zupełnie nowe życie. Te uniwersalne opowieści autorstwa Jana Christiana Andresena, braci Grimm czy Charlesa Perraulta, znane i lubiane niezależnie od wieku, statusu klasowego czy narodowości, nie tylko idealnie wpisywały się w założenia demokratycznej kultury masowej, lecz – co najistotniejsze przy tak kreatywnym medium – stanowiły doskonałą pożywkę dla wizualnej wyobraźni największych prestidigitatorów srebrnego ekranu. Chociaż pisząc o filmowej baśni, nie sposób nie wspomnieć o takich pionierach jak Georges Méliès (reżyser m.in. „Kopciuszka” z 1899 roku) czy Władysław Starewicz (adaptator bajki Iwana Kryłowa pt. „Konik polny i mrówka”), z perspektywy minionego stulecia szczególną rolę należy przypisać działalności Walta Disneya. Począwszy od 1937 roku, gdy na ekranach kin pojawiła się Królewna Śnieżka w towarzystwie swojej barwnej kompanii, widzowie szczerze pokochali rysowane opowieści o baśniowej proweniencji. Co więcej, przykład wspomnianej „Królewny Śnieżki” (rekomendowanej przez polskie ministerstwo oświaty zarówno w 1938 roku, jak i współcześnie) najlepiej dowodzi, że to właśnie filmy wytwórni Disney najsprawniej połączyły uniwersalność przekazu z ponadczasowością animowanej „kreski”.
Jasnym jest jednak, że kultura (zwłaszcza w wydaniu „pop”, współtworząca i reagująca jednocześnie na aktualne trendy) nie stoi w miejscu. Próbując się dopasować do gustów, wrażliwości oraz potrzeb (także edukacyjnych) współczesnego odbiorcy, nie waha się dostosowywać klasycznych tekstów kultury do popkulturowej rzeczywistości XXI wieku – epoki widowiskowych sequeli, prequeli, remake’ów i rebootów. Dotyczy to również filmowej baśni spod znaku Disneya, na przestrzeni minionych lat sukcesywnie przenoszonej z obszaru animacji na grunt filmu aktorskiego – dynamicznego, kolorowego oraz iskrzącego się emocjami, a jednocześnie w dalszym ciągu nastawionego na opowiadanie o istotnych wartościach.

Nowocześnie o klasyce
Doskonały przykład scharakteryzowanej powyżej tendencji – wynikającej z niezmiennej fascynacji narracyjnymi możliwościami medium filmu – stanowi „Aladyn” z 2019 roku. Chociaż twórcy perypetii tytułowego bohatera – bazarowego złodziejaszka o ujmującej osobowości, który za sprawą sympatycznego sprytu, hartu ducha oraz dobrego serca sięga po miłość ukochanej księżniczki – prawem remake’u nadal czerpią pełnymi garściami z klasycznego wzorca z lat 90. (a co za tym idzie – inspiracjami rodem z „Baśni Tysiąca i Jednej Nocy”), to mimo wszystko nie wahają się szukać własnej drogi do zdobycia uznania młodego człowieka. Dzieje się tak, gdyż energetyczna, popkulturowa żonglerka filmowymi motywami (musicalowymi wstawkami, humorem zaczerpniętym z pogodnych komedii slapstickowych czy wartką akcją rodem z kina przygodowego) koniec końców przemierza odmienne stylistyczne ścieżki, jednak prowadzi do ponadczasowego celu: nauczania poprzez zabawę oraz opowiadania o istocie życia pod płaszczykiem angażującej fikcji. Czy prawdziwe bogactwo posiada wymiar materialny? Czy pragnienie wolności wyklucza odpowiedzialność za życie innych? Kto może spełnić nasze życzenia? Jakie marzenia naprawdę warto realizować? Co łączy magiczność baśni oraz „magię kina”? Odpowiedzi na te pytania pomaga znaleźć nie tylko sama produkcja Disneya, ale również materiały edukacyjne dostępne na Film w Szkole – w tym lekcja video autorstwa dr Agnieszki Powierskiej oraz scenariusz lekcji dr Magdaleny Bednarek (pod wymownym tytułem „Niezwykła moc spełniania życzeń, czyli uważaj, o czym marzysz…).
Baśń zreinterpretowana
Biorąc pod uwagę, że istnieje grupa filmów (np. „Król lew” Jona Favreau lub „Aladyn” Guya Ritchiego), która stara się przedstawić uniwersalne opowieści w nowocześniejszej otoczce, należy również podkreślić rozwijanie w obrębie disnejowskiej rodziny jeszcze jednej strategii narracyjnej: wzmocnienia przypisanego do baśni morału za sprawą ujęcia fabuły filmu z nowej, oryginalnej perspektywy. Przykładowo, dzieje się tak w „Czarownicy” (wspominanej zresztą kilkukrotnie w artykułach na Film w Szkole) – filmowej adaptacji „Śpiącej królewny”. Twórcy produkcji w pozornie przekorny sposób postanowili odwrócić dotychczasowe proporcje, nadając status głównej bohaterki nikomu innemu jak Diabolinie – skrzydlatej wiedźmie, zamieszkującej wraz z innymi baśniowymi postaciami przesycone magią Wrzosowiska. Zabieg, który teoretycznie nie powinien mieć wiele wspólnego z wymową literackiej podstawy, w praktyce zyskuje jednak dodatkową głębię. Dlaczego? Otóż historia, która w klasycznej wersji traktowała o sile miłości, zdolnej koniec końców przełamać najsilniejszą klątwę, w „Czarownicy” stanowi okazję do opowieści o przemianie tytułowej bohaterki. Diabolina, uświadomiwszy sobie, że zemsta nie prowadzi do niczego dobrego, a jej współczucie wobec Aurory jest zbyt silne, aby mogła trwać w swoim postanowieniu, ostatecznie sama przyczynia się do odwołania klątwy. Tym samym adaptacja „Śpiącej królewny” nadal pełni rolę chwytającej za serce opowieści o triumfie prawdziwego uczucia, a dodatkowo pozwala podjąć cenną refleksję o potrzebie szukania dobra w drugim człowieku.

Księżniczki epoki #girlpower
Trudno przecenić rolę baśni w życiu dziecka. Rozwija wyobraźnię, pozwala odczuwać bezpieczne emocje, a do tego zawiera cenne wskazówki odnośnie zasad dobrego postępowania. Utarte wzorce narracyjne w tego typu opowieściach stanowią zresztą dla młodego człowieka wdzięczny wstęp do poznawania praw rządzących tekstami kultury, które – niezależnie od stopnia zaawansowania – posiadają określone schematy i szkielety fabularne. Ta właściwość, która w wielu aspektach ukazuje swoje przydatne strony, może jednak prowadzić do przekonań, które okazują się całkiem nieprzystawalne do współczesnych czasów. Prawdopodobnie wszyscy zdajemy sobie sprawę, że za najbardziej obrazowy przykład tej tendencji należy uznać praktykę stereotypizacji baśniowej księżniczki – bohaterki istotnej dla rozwoju fabuły, która jednak koniec końców, sprowadzona do roli obiektu pożądania lub ratowania, właściwie zawsze wiązała swój los z postacią przystojnego księcia lub przysłowiowego rycerza na białym koniu. Królewna Śnieżka? Naturalnie. Kopciuszek? Kolejny przykład. Śpiąca królewna? Jak najbardziej. Oprócz tego, że ważnym odstępstwem od baśniowej normy stały się autorskie fabuły pokroju „Krainy lodu”, powołujące do życia wyraziste i samodzielne protagonistki, również twórcy filmowych adaptacji starają się przeciwstawić dotychczas obowiązującym tendencjom. Świadczy o tym chociażby najnowsza ekranizacja „Pięknej i Bestii”, stawiająca sobie za cel nadanie charakterologicznej równowagi pomiędzy postacią Belli a tragedią spętanego klątwą księcia. Jak zaświadcza dostępna na naszym portalu lekcja video, podjęte przez scenarzystów wysiłki okazały się więcej niż owocne, gdyż bohaterka (odgrywana ze wspaniałym wyczuciem konwencji przez utalentowaną Emmę Watson) w pełni udowodniła, że cechująca ją odwaga i wrażliwość znakomicie idzie w parze z miłością do książek oraz pragnieniem przeżycia niesamowitych przygód. Krótko mówiąc – wygląda na to, że ponadczasowa baśń o potędze prawdziwej miłości uzyskała szaty, na jakie naprawdę zasługiwała. Podobnie jak w przypadku „Aladyna” i „Czarownicy” – z korzyścią dla nas wszystkich.
Marcin Pigulak